niedziela, 27 listopada 2011

Back to Reality

Powrót do rzeczywistości jaką była praca, dom i codzienna rutyna był dość mocnym uderzeniem w moją po urlopową zrelaksowaną duszę. Nie miałam za bardzo jak zwalić na pogodę, bo jesień mamy naprawdę piękną, niedeszczową, słoneczną i ciepła. Zwalam za to na PSM i szybko lecący czas.. Za miesiąc będzie już po świętach...echh. Przez większość dni czułam się mniej więcej tak.

Czekając na promyki wewnętrznego słońca toczyłam odwieczną walkę serca z rozumem. Zadziwiają mnie momenty w życiu, kiedy będąc już na prostej i niezwiastującej pojawienia się emocjonujących wspomnień takowe następują. I uderza to w serce nawet mocniej niż za pierwszym razem.. i mnie tak znienacka zaatakowało. Walka była mocna, mam nadzieję, że wybór i decyzja słuszna.
Nie toczyłam natomiast walki z czekoladowymi pokusami. W momentach kryzysowych to ona jest miodem na moje serce. O tym, że stan mojego psyche nie był za dobry świadczą minimalne wyrzuty sumienia oraz to, że uwaga od prawie 2 tygodni moja stopa nie stanęła na siłowni! Troszeczkę spoczęłam na laurach po ostatnich zachwytach dwóch trenerów, ale już niedługo czas wracać, bo tłuszczyk zaczyna się po bokach odkładać :(
Na szczęście skrócony tydzień w pracy był całkiem łaskawy na aklimatyzację, ale ze względu na całokształt nastroju tego też nie  mogłam zaliczyć do plusowych sytuacji. Z olbrzymią nadzieją na lepsze żegnam ten okropny pod względem nastrojowym tydzień. Kolejny nie będzie łatwy ze względu na Mamę, ale musi być dobrze ot co!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz