niedziela, 4 grudnia 2011

Listy do M

Nie będę udawać, przyznaję bez bicia, że chciałam obejrzeć ten film. I tak się stało w ten weekend. Sala w Kinotece była wypełniona po brzegi. Powiem najkrócej jak się da - polecam! Po zaganianym tygodniu pełnym intensywnych dni w pracy, w domu, błądzących po głowie myśli naprawdę nie ma lepszego relaksu niż fajny film, a takim właśnie jest "Listy do M".

Film lekki, przyjemny, łagodnie i sympatycznie wprowadza w świąteczną atmosferę leciutko naciskając na to, że los i przypadek mogą kompletnie odmienić nasze życie, nawet w jeden dzień. Nie da się ukryć, że kampania reklamowa promująca film, nawet sam plakat przypomina brytyjski film "Love Actually" (pod polskim tytułem "To właśnie miłość"), który klika lat temu w podobnym okresie wypełnił kina po brzegi. Podobieństwa nie da się ukryć.
Będę usilnie tupać nogą, to nie jest film tylko dla par!! To jest film dla każdego. Można iść z chłopakiem, przyjaciółką, mamą czy samemu. Naprawdę, uniwersalność i lekkość przesłania nie skłaniają do zamknięcia się w czterech ścianach po filmie i wyciu do księżyca (w przypadku braku tej połówki). To taka dawka nadziei, że nie ważne gdzie jesteś, co w życiu robisz przyjdzie ten moment, w którym będzie wiadomo, że coś się spełniło, wypełniło lukę, zaspokoiło potrzebę tą największą i najpiękniejszą - potrzebę miłości. W końcu każdy na nią czeka :) Film gorąco polecam, obsada spełniła swoją rolę, choć zawiodła mnie postać Kasi Zielińskiej, myślałam, że będzie ciekawsza, za to Tomek Karolak jak zawsze the best!



Film promuje piosenka, którą kiedyś hen hen śpiewała Jackie DeShannon "What the world needs now", w odświeżonej i moim zdaniem lepszej wersji Ania Karwan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz