środa, 25 lipca 2012

po urlopie

Na wszystko co dobre trzeba długo czekać, a wszystko co dobre jeszcze szybciej się kończy. Właśnie dobiega koniec mojego krótkiego urlopu. Jutro o 6 rano nie ma zmiłuj zadzwoni budzik i przyjdzie mi się zmierzyć ze zmianą organizacji ruchu związana z budową II linii metra, która na 40 dni odcięła mnie od świata zewnętrznego.
Podsumowując wolny czas był on dość efektywny jeśli chodzi o zeszły tydzień, leniwy jeśli chodzi o ten - równowaga zachowana. Pogoda była w pełni zadowalająca jak na tydzień urlopu w stolicy. Przez dwa dni udało mi się poopalać na balkonie o czym świadczą czerwony dekolt i zarumienione ręce :) Do tego regularne wizyty na siłowni, aby pozbyć się boczków, wizyta u kosmetyczki, aby ogarnąć moje łuki brwiowe, niezaplanowane, ale wszak udane zakupy i finał spraw formalnych mojej Toyoty Y.
Było miło, ale się skończyło. Jutro - do roboty! :(
 

Wsi spokojna, Wsi wesoła

Moją wsią ukochaną nie jest typowa polska wieś, bo za taką nie przepadam. To miejsce niedaleko poza miastem Warszawą, gdzie czas płynie inaczej, gdzie pola złocą się żytem, gdzie trawa jest bardziej zielona, niebo bardziej niebieskie, potrawy mniej tuczące, z oddali słychać rżenie źrebaka i stukot małych kaczych łapek ;) 
Azylem tym jest dom mojej Dear, gdzie od dawien dawna świętujemy Jej Imieniny, na które w tym roku przyszedł czas troszkę wcześniej :)


W takich okolicznościach przyrody, której przyświecało piękne słońce spędziłyśmy prawie cały dzień. Uciekając przed słońcem do altany lub łapiąc słońce spacerując po okolicznych ścieżkach z pięknymi widokami. Smakołyków jak zawsze była ilość za duża, część nawet nie skosztowana, ze względu na obawy przed pęknięciem. Do tego obowiązkowy i słynny poncz, jakby alkoholowo lżejszy w tym roku ;)




No i to, co takie mieszczuchy jak ja lubią najbardziej, czyli młody przychówek. Kaczuszki, gąski, pawie i kotki.. wszystkiego nie dało się ująć na zdjęciach, bo trzeba było pogłaskać i pobawić się troszkę :)
Natchniona całym dniem spędzonym na powietrzu poczułam relaks, spokój i zapragnęłam zostać na dłużej :)


sobota, 21 lipca 2012

SALES - the last call!

Koronki, ważki, kropki, torebka. Oto moje ostatnie zdobycze kończących się wyprzedaży. 

Nie planowałam żadnych zakupów - z przyczyn oczywistych. Jednak w oczekiwaniu na miękki dowód rejestracyjny postanowiłam podskoczyć do pobliskiej Galerii Handlowej na dobrą kawę. Kawy nie znalazłam, bo z dziwnych względów nie ma tam Coffee Heaven (szok!), za to znalazłam wyprzedaże w Zarze :) 

Koronkowa biała bluzka, pasująca i do jeansów i do spódnicy, do żakietu wygląda bardzo elegancko. Ważki, nie mogłam się oprzeć są piękne - moje na beżowym materiale, jeszcze ładniejsze (niestety nie z przeceny, ale cena regularna akceptowalna) .Kropki amarantowe, bo obok takiego mocnego różu nie przechodzę obojętnie :)
 

  
A i jeszcze torebka, camel, na pasek, większa niż mała listonoszka, w sam raz do samochodu, spacer, drobne zakupy :)
Na wyprzedażach udało się zaoszczędzić około 150zł :) Czasem naprawdę warto zaczekać, aby znaleźć coś fajnego. Zwłaszcza, ze na zakupach uwaga nie byłam 2 miesiące!! :)

piątek, 20 lipca 2012

Oficjalnie Moja

Toyota stała się oficjalnie moją własnością. 
Opłacony podatek w Urzędzie Skarbowym, wszak stałam się bogatsza o nabytek na czterech kółkach, więc koniecznością było opłacenie podatku od nowego majątku. Urząd Gminy wydał tablice rejestracyjne, które nomen omen stanowią daty urodzenia mojego Taty i moje :) i tymczasowy dowód rejestracyjny. 
Zakupiony pakiet ubezpieczenia, który finansowo przerósł moje zdziwienie.. :( Ta historia nie należy do najciekawszych, więc ją pominę. Koniec końców napiszę tylko, że wszystko dobrze się skończyło i mimo braku ukończenia 29 lat, przez co ubezpieczyciele naliczają zwyżkę 40%!!! (spowodowaną wiekiem powodującym najwięcej wypadków) pakiet OC, AC, Szyby i NNW wyszedł cenowo bardzo korzystnie, o ile można tak powiedzieć o czterocyfrowej kwocie z dwójką na początku ;)
No to w drogę!!! :)

 

środa, 18 lipca 2012

Małe Wakacje

Rozpoczęłam urlop. 
Krótki, bo krótki czyli tygodniowy, ale wyczekiwany i upragniony.  Ostatnie tygodnie w pracy nie należały do najłatwiejszych w związku z nadmiarem obowiązków i problemów komunikacyjnych z szefem. Mimo braku planów urlopowych spowodowanych głównie oszczędzaniem postanowiłam i wypocząć na łonie stolicy. Przede mną klika wizyt w urzędach, aby zarejestrować moją Toyotę i dokonać wszelkich formalności z nią związanych, aby móc jeździć w pełni będąc jej właścicielką.
Nie mam jakiegoś większego żalu, że nie polecę hen w świat zwiedzać nowe miejsca, są rzeczy ważne i ważniejsze, a pragnienie mam, aby w moim M mieć tak jak sobie zamarzę (oczywiście w drodze zdrowego rozsądku), a nie tnąc koszty na wszystkim. Będąc singlem nie jest łatwo też spędzić szczęśliwy urlop, kto był/jest wie, co to za stan. Wakacje to jeden z najgorszych momentów dla osób bez par. Po problemie :)
Mam zamiar spać dłuugo, biegać, czytać książki, bo się zaniedbałam, oglądać filmy ciekawe, spacerować i odwiedzić jakąś galerię handlową. No i plan spotkania z Dear w przyszłym tygodniu :)

niedziela, 15 lipca 2012

♥ Prezent! ♥

Połowa roku przeszła już do historii, kiedy pytam? A już połowa lipca. Druga połowa roku zaowocowała wyjątkowym prezentem od moich Rodziców. Nie, że chwalipięta, ale na same wspomnienie łezka kręci mi się w oku i chciałabym światu ogłosić jacy są Wspaniali. Prezent wybrałam sama, ale gdyby nie Oni pewnie długo długo, albo jeszcze dłużej moje świeżo wydane prawo jazdy zarastałoby kurzem w szufladzie. 
Oto i prezent :) Samochodzik śpi sobie teraz smacznie na parkingu i czeka na dokonanie wszelkich urzędowych formalności.

Toyota Yars my love
 

Marek Grechuta

Uwielbiam Marka od dawna. 

Obok inteligentnej prostoty tekstów, ponadczasowym przekazie i brzmieniu skrzypiec nie mogę przejść obojętnie. Zawsze słucham go, jak mam gorsze dni. Ostatnio takie mam, więc staram się nie smęcić, a oddać w rytm jego muzyki. Łagodzi stan napięcia i daje wiarę, że ważne jest to, co nie znane i przed nami :)

sobota, 14 lipca 2012

Motyle

w brzuchu..To uczucie jest niesamowite, rzeczy niemożliwe stają się możliwe, poziom endorfin wzrasta, uśmiech z twarzy nie schodzi, a serce bije mocniej. Pierwszy raz od 1,5 roku poczułam jak to jest, przypomniałam sobie tak naprawdę co to znaczy czuć te motylki. Piękne przeżycie, ale dla mnie nad dziw zastanawiające i refleksyjne. "Jestem samotną kobietą" mawiała Judyta z książki Grocholi. Tak, jestem. Od tamtego półtora roku żyję w takim stanie pomału go akceptując, albo inaczej przyzwyczajając się do niego. Jednak kiedy nadszedł ten moment, że przyfrunęły to wiem jak bardzo mi tego stanu brakowało. 

W owym stanie opinie innych się nie liczą, człowiek staje się optymistą, może góry przenosić. No i coś fruwa w brzuchu, coś co da się wytłumaczyć logicznie, czego czynić nie będę. Motyle podarował mi Ktoś, kto od dawna krążył sobie po mojej trasie życia, ostatnio kwestią przypadku (choć ja nie wierzę w przypadki) jakby intensywniej i częściej. Za nami beznadziejny film w kinie ;), pyszna obiadokolacja w knajpce, godziny w samochodzie i godziny rozmów o wszystkim i o niczym, o tym co ważne i o tym co nie, o mnie i o Nim osobno, gdzieś tam o nas razem po drodze. Fascynacja, pociąg, wspólna potrzeba spędzanie czasu przyciągnęła nas jak magnez. Po tych godzinach, randkach nie-randkach poznałam kogoś, kto przez wiele miesięcy był niezauważalny, ale był obok, trochę skromny, trochę zauroczony i zafascynowany mną, zwłaszcza po tym jak mnie poznał. I po tych godzinach spędzonych wspólnie dziękuję Mu za te motyle i za te refleksje, za skaning totalny mojej duszy i totalny bałagan w głowie. Za to, że dziś tak samo mnie odstrasza jak przyciąga i za to, że dziś już wiem... że nastał już czas, bym mogła poczuć motyle w brzuchu, że czas mojej żałoby minął, że to co było nie wróci. Pozostaje znaleźć tylko właściwą osobę, co jest bardzo trudne, a może wierzyć, że niedługo wszystko się odmieni, że ten rok zaskoczy mnie jeszcze czymś pozytywnym na miarę spełnienia kolejnego marzenia. Co ma być to będzie. Dlaczego nie On ktoś zapyta? Nie wiem, ale wydaje się, że pojawił się tylko po to, abym zrozumiała na jakim etapie jestem. Poza tym, kto wie.. ja już wiem, nie tyle co chcę, ale to czego nie chcę, wiec czas pokaże jak nasza znajomość się potoczy.

sobota, 7 lipca 2012

Żar Tropików

Jest gorąco, bardzo gorąco, nie da się normalnie funkcjonować. Wielbię klimatyzację w pracy, lubię klimatyzację w autobusie, ale cierpię na jej brak w domu. Mimo, że okna wychodzą na wschód i słońca po godzinie 12 nie zaznam to mury są tak nagrzane, że nie da się spać, nie da się żyć w takim otoczeniu. Temperatura przekracza 38 stopni na moim poza słonecznym termometrze, wiatr nawet nie poruszy cieniutkiej jak pieluszka firanki. Nic. Duszno, parno, niemiło.. aż do momentu, w którym przychodzi burza. Grzmi, wali, błyska się niesamowicie i leje strumieniami deszcz. Nie może być statecznie u nas, albo Egipt albo kataklizm w postaci pogromu gradu i zniszczeń od porywistych burz. Po dzisiejszej burzy ziemia parowała niesamowicie, padałam jak mucha, a zimny prysznic brałam chyba klika razy w ciągu dnia.


Nawet mój kaktus poczuł, że rośnie w innej strefie klimatycznej bo zakwitł pierwszy raz odkąd go kupiłam, czyli około 2-3 lat (dokładnie nie pamiętam). Prezentował się naprawdę pięknie, ale jak wiadomo kaktus to często kwiat jednej nocy, u mnie po dwóch zwiądł, ale uwieczniłam go na pamiątkę.
Czekam jak nigdy na ochłodzenie, choć o kilka stopni, aby nie świecić się jak żarówka i aby nie stać przy gorącym żelazku prasując garderobę, która po ostatnim tygodniu była nawet na mniej jeden raz :)


niedziela, 1 lipca 2012

Owocowe Lato w Pełni!

Owoce lata! Czereśnie białe, czereśnie ciemne, morele, maliny, jagody. Nareszcie!! Jest słodko, jest pysznie, jest prawdziwie letnie! I są moje ukochane pierogi z jagód, tryskające sokiem i brudzące zęby.