Odkąd wróciłam w rutynę praca-jazdy-dom czas przyspieszył ponownie. Tydzień za tygodniem leci tak samo szybko jak w domu. Mogę powiedzieć szczerze, że nic ciekawego przez ten ostatni czas się nie wydarzyło. O jazdach samochodem planuję od dłuższego już czasu oddzielny post, może w końcu mi się uda ;) W ostatnim czasie polowałam na sukienki, ale nic nie przyciągnęło mojej uwagi, wręcz przeciwnie demotywacja pełna, więc bardzo szybko ten temat zamykam.
W piątkowy wieczór, chyba każdy miał podobne plany, bo dzikie tłumy na Starym i Nowym Mieście, Nowym Świecie.. wszędzie były. Zachwyciłam się fontannami, których odkąd uruchomili to nie wdziałam :) Wiem, wiem, ale to dlatego, ze nie przepadam za Starówką, ale nadrabiam ;)
Racząc się przepysznym winkiem przegapiliśmy pokaz fontann, a potem moje obolałe nogi nie pozwoliły tam wrócić, aby zobaczyć ich urok po zmroku. Next time, mam nadzieję.Pogoda, tłumy, gwar, odgłosy muzyki, żonglerka ogniem na chwilę przeniosła mnie nad morze. To tam zawsze tak jest.. zabrakło mi tylko widoku morza łączącego się z niebem na horyzoncie. Zamiast tego stadion narodowy co chwila znikał i się zapalał, włączał świetlne iluminacje.Aby potrzymać nadmorski utęskniony przeze mnie klimat poszliśmy na gofry i na herbatę do mojego ulubionego miejsca na Nowym Świecie, a mianowicie do Galerii Freta. Jest tam wręcz cudownie, wszystkim polecam!
Tym miłym akcentem odreagowałam po całym tygodniu zmagań. Wszystkim polecam taki wypad i sama chętnie się ponownie na taki wybiorę, tylko już nie w szpilkach ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz