niedziela, 23 października 2011

Matrix

Od dokładnie dwóch dni żyję w matrixie. Tak mogę określić stan w jakim ja i większość moich znajomych z pracy podchodzimy do zmiany starego biura na nowe. Jest jakby nierealne, nierzeczywiste, nie nasze, wyjęte spoza świata.
 
Czy nowe znaczy lepsze? Dziś odpowiadam nie. Nowe jest za jasne, za duże, za surowe, za nowe! Brak tam ciepła, przytulności, brak tego, co przez klika ładnych lat gościło w naszej starej przestrzeni. Brak intymności, swojego miejsca, swoich kątów, korytarzy, zakątków no i ludzi, których codziennie się tam mijało - na schodach, na recepcji... Dziś na moim piętrze nie ma moich ludzi, z którymi byłam zżyta przez długi czas. Nie ma Pedra, który codziennie wyciągał mnie na kawę i chował mi smycz do mikrofali, nie ma Wioli, z którą robiłyśmy toaletowe schadzki w ramach wymiany myśli, zwierzeń i wzajemnego pocieszania się w chwilach trudnych; nie ma Agi z drugiej części korytarza, którą można było spotkać przy xero albo na intensywnych rozważaniach naszej kobiecej psychiki w moim dawnym kąciku, w którym to miałyśmy możliwość spokojnie porozmawiać. 
Moja układanka się rozleciała na kawałki, od nowa muszę zbudować mój biurowy świat, a co jeśli ja tak nie chcę? Odpowiedź jest zbyt prosta. Nie ma takiej opcji.
Nie czuję, że to jest moje miejsce do pracy, nie umiem się tam odnaleźć i pracować tak jak zawsze pracowałam. Nie mam za bardzo możliwości 
urządzenia się tam po swojemu, bowiem nie ma tam nawet miejsca na przywieszenie mojej tablicy korkowej.. ech.. 
Wiem.. pisałam ostatnio o zmianie jaką jest nowe miejsce, a do każdej zmiany trzeba się przyzwyczaić. Proces adaptacji będzie jednak trwał trochę dłużej niż zazwyczaj. Muszę włączyć tryb pozytywnego myślenia, co w moim przypadku nie jest takie proste ;) Zaczynam od odliczania do urlopu! :)

Change; we don’t like it, we fear it, but we can't stop it from coming. We either adapt to change or we get left behind..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz