czwartek, 15 września 2011

10 miesięcy

Czy to dużo, czy to mało? Dużo i nie dam sobie wmówić, że mało! Przez 10 miesięcy ciągnęłam żywot samodzielnego pracownika, samotnego, będącego sternikiem i kapitanem w jednym. Rzucona na głęboką wodę, bojąca się jutra, z ciężkim sercem otwierająca skrzynkę pocztową każdego dnia o poranku. To była szkoła życia, najlepsza praktyka zawodowa jakiej doświadczyłam. Była złość, żałość, pretensja, były łzy, chwile zwątpienia i chęć rezygnacji. Na koniec jednak był triumf, sukces, na który nie czekałam. Przyszedł sam i tylko dzięki wykonywanej pracy. Jestem z siebie dumna, że podołałam, że się udało, że wyszłam zwycięsko, że nikogo nie zawiodłam, a wręcz przeciwnie.  Nie trzeba być dyrektorem, kierownikiem, aby pokazać kim się jest, na co stać, co się sobą reprezentuje, co się wie i jak się pracuje. Dziś brawo dla mnie!
Było jak było i nie wróci więcej, choć tego nikt na 100% nie wie. Od prawie 3 tygodni moja jedyność i totalna centralizacja uległa powiększeniu o jedną osobę. Nikt nowy, nikt obcy, jak się mówi Swój wrócił do siebie. Nareszcie, w końcu, witam serdecznie! Nie powiem, że na początku było łatwo, bo miałam poczucie straty i zagrożenia, że ktoś nagle chce mi zabrać to co moje, co wypracowane, co wymyślone i narzucone przeze mnie. Dziś już wiem,że to był etap przystosowania się na nowo do pracy we dwie osoby. Niejednokrotnie słyszałam, abym spasowała, robiła coś wolniej, ba dzieliła się pracą. Trudno przywyknąć, skoro musiałam umieć robić dziesięć rzeczy na raz przez tyle czasu i nikt nie pytał czy pomóc, czy zdążę, czy mam siłę.
Teraz jest lżej, lżej w środku, w duszy, która pomału się uspokaja, uczy wolniejszego tempa, mniejszych emocji i zawirowań, które na spokojnie można przegadać i zastanowić się co dalej. Oddycham głęboko z nadzieją, że nadejdzie moment,w  którym mój poziom stresu związany z pracą w końcu opadnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz