W związku z tym, że najlepszym sposobem na wysiłek psychiczny jest wysiłek fizyczny, no i nie ukrywając troszkę zapomniałam, jak to jest z bólu nie móc się poruszać postanowiłam wrócić do formy.
Odkąd mój KLUB zaczął walczyć z konkurencją, która powstała nieopodal bardzo wiele się zmieniło, oczywiście na plus. Nowe sprzęty, nowy wystrój, nowi pracownicy. Aż chce się iść i spędzić czas w takim otoczeniu. Jest tylko jeden minus - ilość ludzi i brak wolnego sprzętu do ćwiczeń, kto by pomyślał, że taka zmiana jest możliwa po ostatnio widzianych przeze mnie pustkach.
Od tygodnia za mną pięć treningów - około 20 km na bieżni, kilkadziesiąt minut na orbitreku, setki brzuchów i ćwiczeń na górne i dolne partie ciała. Do tego w miarę regularne posiłki, zero podjadania, słodyczy, zapychaczy, waniliowych szejków i innych takich.
Oby tak dalej mówię sobie i trzymam się obietnicy utrzymania intensywności treningów do końca października.
Póki co walczę z bólem każdego mięśnia na moim ciele, krocząc bardzo powolnie i lekkim ruchem sierocym ;) Zakwasy dają o sobie znać, a ja jestem dla nich bezlitosna. Bo niemożliwe jest możliwe, czego przykład dałam sama sobie klika lat temu. Kto zna, ten wie ;))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz