czwartek, 5 stycznia 2012

ART-ystka Adele

Artystka przez duże A. A jak Adele. Jestem pod coraz większym wrażeniem. W szczególności po obejrzeniu koncertu w The Royal Albert Hall. 
Zaniemówiłam, wzruszyłam się, zatkało mnie. Studyjne płyty są wypieszczone w najmniejszym detalu, bo takie mają być.. ale koncertowe wykonanie jej utworów jest po prostu potwierdzeniem wielkiego talentu, głosu jak dzwon, osobowości i bycia właściwą osobą na właściwym miejscu - na scenie. Gwiazda, jakiej świat potrzebował, jakiej świat nie widział. Pisze teksty, które nie są wypełnione pustką i brakiem inteligencji. Wykonanie zapiera dech w piersiach, nie jęczy, nie stęka, nie tańczy i nie wygina się. Kiedy otwiera usta zapadają dźwięki, które poruszają, wzruszają, które są wypełnione emocjami i przeżyciami.
Sama ma wielki dystans do siebie, lubi przeklinać, docinać i żartować. Ma bardzo dobry kontakt z publicznością, nie spina się, jest naturalna i swobodna. Nie przypomina typowej gwiazdy-piosenkarki. Nie jest filigranowa, świecąca nagością, ubrana w kiczowate, obcisłe stroje. Ma swój styl, jest po prostu sobą. Napuszone włosy, koki, doczepione rzęsy, gruba kreska eylinera są jej znakiem rozpoznawczym (oprócz głosu). W takim wydaniu prezentuje się idealnie (jak dla mnie). Może wygląda w tym na starszą niż jest, ale kompletnie mi to nie przeszkadza.

Sama mówi, że może wydać się ofiarą, bo większość jej piosenek mówi o miłosnych rozterkach i niepowodzeniach. Ale jest to między innymi powód jej wielkiej popularności, a w szczególności piosenki 'Someone Like You', bo kto nie kochał kiedyś bez happy endu? No właśnie :) Każdy tęsknił, czekał, płakał, miał nadzieję, że wróci.. i o tym są jej piosenki. O miłości, ale w wydaniu naprawdę mądrym. Co więcej te przeżycia nie są zmyślone, bo pochodzą z jej własnych doświadczeń, co słychać przede wszystkim w jej śpiewie... Przy piosence SLY widownia śpiewała razem z nią, a kiedy się wzruszyła do łez, biła brawa na stojąco przez klika minut. To było naprawdę niesamowite. 
Takim artystom się po prostu ufa, bo komercja i nabijanie w kosztowną butelkę tutaj nie współgra, a może nie przeszkadza... sama już nie wiem.  Mam nadzieję, że się nie zmieni, że nie zrobią z niej wyuzdanej laski, że się nie da i trzymam gorąco kciuki za to, aby sześć nominacji do nagrody Grammy przyniosło jej sześć zwycięstw :)
Osobiście wolę płytę 21 od 19, bo zgadzam się ze stwierdzeniem, że nie jest taka smętna (jej słowa). Wysłuchałam jej kilkadziesiąt, albo może już nawet z kilkaset razy. Po prostu uwielbiam, choć nie 100% piosenek jest moich :) Dla mnie strzał w dziesiątkę, być może ze względu na moją miłosną rozterkę, kto wie.. Ale dziękuję, że jest, bo bardzo mi pomogła. 
Go Go Adele!!
PS. Dla moich znajomych - koncert z Royal Albert Hall mogę pożyczyć :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz