czwartek, 21 czerwca 2012

Prawo Jazdy - TAK!

Dziś o marzeniach, których nie było, o marzeniach, które przypadkiem stały się marzeniem i o marzeniu, które się spełniło.

Prawo jazdy nigdy nie było moim marzeniem. Nie było nawet potrzebą, zachcianką, pomysłem na dodatkową formę edukacji. Przyszło wraz z kupnem mieszkania i garażu w promocyjnej cenie za 1200zł ;) Tak naprawdę postanowiłam spełnić marzenie mojego Taty, który od wielu lat wiercił mi dziurę w brzuchu "zrób" i "zrób, bo się przyda". Moja przygoda z kursem zaczęła się pod koniec lutego, kiedy w śniegi i mrozy jeszcze, dwa razy w tygodniu pędziłam na zajęcia ucząc się znaków, manewrów, pierwszeństwa na drodze, teorii jednym słowem wszak od niej musiało się zacząć. Potem jazdy. Pierwsza niezapomniana, koszmarna, koślawa, pełna strachu, obaw, ale ekscytacji i chęci dalej. Nie było łatwo, ale niepowodzenia działają na mnie motywująco, za wszelką cenę chcę pokazać, że potrafię i nie poddaję się tak łatwo. Na ostatniej jeździe dwa tygodnie temu usłyszałam od mojej instruktorki, że się nie spodziewała po tej pierwszej jeździe takiego końca w zaskakująco pozytywnym wydaniu... bo załapałam bakcyla, bo jazda sprawiała mi niesamowitą przyjemność, bo czekałam na dzień, w którym ruszę przed siebie z Lką na dachu.
 

Z tym końcem jednocześnie nastał początek Odlewczniej, zwanej potocznie Oblewniczą z przyczyn, o których mówić nie muszę. Egzamin teoretyczny był myślę bardziej stresujący niż matura, udało się bezbłędnie wypełniony test i kwitek na egzamin praktyczny na 20 czerwca. To się nie zdarza. Tydzień na egzamin tylko dla pierwszaków, nie zdasz, nikt nie zdaje od razu i wiele innych słów od znajomych dźwięczało mi w uszach non stop. Liczyłam finanse na jazdy doszkalające, poprawki, mina marniała, motywacja opuszczała. I nastał dzień próby. Moja lewa stopa nie drżała tak nigdy, łuk wyszedł mi najpiękniejszy na świecie, opuszczałam z piskiem opon górkę i jechałam na miasto. To było bardzo stresujące 46 minut. Niesamowite bo tak naprawdę moje pierwsze samodzielne kierowanie pojazdem, bez brzęczenia nad uchem ;) Po skrzyżowaniach wielu, uliczkach, parkowaniach, zawracaniach, rondach  otrzymałam uścisk dłoni egzaminatora i poniższy wpis w kartę egzaminacyjną.


Niemożliwe stało się możliwe - zdałam za pierwszym razem!! :)) A prawo jazdy do odbioru za 2 tygodnie! Od wczoraj wiem co to płakać ze szczęścia, skakać pod chmury i cieszyć się jak dziecko, pełnią siebie i do wszystkich :) Czekałam na ten moment prawie 29 lat!  Niesamowite, że pół roku temu nawet bym nie uwierzyła, ze spróbuję, a dziś no cóż kolejne nie-marzeniespełnione :)) Czy to nie za dużo jak na pierwsze pół roku 2012 pytam nieśmiało?!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz