poniedziałek, 25 czerwca 2012

Czekam

Bardzo mi miło, że jest grono czytelników, którzy czekają na wieści. Wieści, których ostatnio nie przynoszę zbyt często, wieści, które cedzę wielkim sitem i jak przychodzi co do czego to nie mam się czym z Wami podzielić. To nie tak, ze nie nie mam, bo kto mnie zna, wie, że w głowie mi huczy, serce bije i generalnie ja zawsze mam o czym mówić, pisać czy dzielić się. Jednak ostatnio to nie są myśli kolorowe, myśli wesołe, więc zamykam je w komnacie własnej duszy i trawię powoli, raz przez ciszę totalną, raz przez udawanie, że nic się nie dzieje, a raz przez łzy zarówno te smutku i szczęścia, które ostatnio się pojawiały. Obiecałam sobie, że pisać tu o moich smutach i zmartwieniach nie będę, bo nie chciałabym poszarzyć (jeśli tak słowo istnieje) świata, który i tak dla wielu z nas mieni się w takich bawarach. Otóż świat jest kolorowy, świat jest piękny, a ja tego świata nie doceniam. Nie umiem, bo jednej rzeczy ścierpieć nie mogę a mianowicie obłudy i braku sprawiedliwości, które otaczają mnie w miejscu, w którym czasu spędzam najwięcej, czyli w pracy. Ci którzy wiedzą to załatwione, a Ci którzy nie zaraz dowiedzą się co to znaczy wyzysk pracownika. Odkąd kupiłam mieszkanie, dostałam kredyt i zmienił się mój stosunek do pieniądza, do przyszłości walczę w mojej pracy o awans. Nie na dyrektora i nie na kierownika, by było jasne. Nie dlatego, ze się nie nadaję, choć może i nie, ale na uczciwie zasłużone stanowisko, które jak psu buda się należy. Czekam i walczę tak od lutego, a kto wie jaki jest dziś dzień nie łatwo się domyśli jak ciekawie sprawy się mają. Ja rozumiem, że kryzys - w sumie to nie rozumiem, bo wcale nie jest już tak źle, że sprzedaż kiepska - ale to nie jest moja wina, w sprzedaży nie pracuję, że to takie nie hop siup. Naprawdę potrafię to sobie wytłumaczyć. Ale tego, że dwa biurka obok mnie siedzi pańcia zarabiająca więcej ode mnie, cierpiąca ciągle na brak czasu do siedzenia w internecie i mająca połowę roboty mniej to tego już nie rozumiem. No nie i basta, nie przetłumaczycie mi i nic! To jest już moja czwarta ciąża, a dokładniej obowiązki, które objęłam za koleżankę, która to w sumie już urodziła dzidziusia. I nie mam nic przeciwko powiększaniu rodzin, związkom małżeńskim żeby było jasne :) Śmiało! Tylko ile można pracować za kogoś i w większości nawet nie oddawać tych obowiązków po powrocie "bo tobie idzie to tak idealnie". Idzie mi jak krew z nosa ostatnio samo chodzenie do pracy. Jest mi tak przykro jak nigdy dotąd. Bo jest to po prostu niesprawiedliwe i nie będę polemizować, że nie. Najsmutniejsze to, że jak się mawia twarde dowody w ręce mam, szef wie, drugi wie, racja przyznana i co z tego. Za chwilę wakacje, za chwilę jesień, a ja czekam i czekam. I nie tak, że nie na amen, tylko tak czekam i czekam, a może w tym miesiącu, a może w kolejnym, a może na święte nigdy. Najchętniej poskładałabym moje zabawki, a wiele ich nie ma i powiedziała grzecznie do widzenia. Póki co napisałam CV, dodałam nową pozycję - prawo jazdy kategoria B ;) Zbiera się czara goryczy i czuję, że niedługo się przeleje, uleje.. ale czekam, czekam na słońce i na coś jeszcze.. :)    tik, tak, tik tak....


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz