środa, 21 listopada 2012

Talent



Tematem szukania talentów zajęła się moja korporacja. Spośród trzech tysięcy pracowników wybrano osiemdziesiąt osób naznaczonych mianem ‘talent’, którzy zostali zebrani do jednego worka opatrzonego nazwą prestiż i wyzwanie. Talentem jestem i ja. Jednak nie unoszę się nad ziemią, a z pogardliwym wyrazem twarzy reaguję na kogokolwiek zwracającego się do mnie w ten sposób. Mierzę siebie i świat dość wysoką miarą, taką miarą mnie mierzono, takiej miary mnie uczono, być może dzięki temu na laurach nie osiadam i nie opływam w luksus dzielenia się moją cudownością i wielkością, gdyż daleko mi do niej. Patrząc z boku wiem, ze powody do zadowolenia mogę mieć, bo na pierwszym miejscu bywałam wielokrotnie w różnych sytuacjach w liceum, na studiach, a niedawno i w pracy. Na to wszystko bardzo ciężko pracowałam, nie przyszło mi to łatwo i szybko. Na koniec dnia czasami oddałabym duży kawałek moich osiągnięć, aby mieć jakieś powodzenie, nie mówiąc nawet słowa sukces w innej dziedzinie mojego życia. Ale do rzeczy.
Nikt z nas pracowników nie wie do końca jaki był wyznacznik oznaczania wśród nas talentów. Dla tych co tworzą jednoosobowe stanowiska można rzec, ze wyboru nie było, ale dla tych, którzy tworzą grupę – zespół, robi się interesująco. W moim zespole talentem zostałam ja, co według mnie jest proste i szybkie w analizie, nie mam męża, nie mam dzieci, niedawno awansowałam, więc propozycji takich odrzucać nie powinnam, bo nie wypada. Nie tyle nie wypada, co nie miałam takiej opcji, propozycja nie do odrzucenia jednym słowem. Mimo, że nie jestem żoną, matką, ba nawet kochanką nie powoduje, że skaczę pod sufitównie dlatego, że mam bardzo dużo obowiązków w pracy no i M., które jest dla mnie największym priorytetem, a i zaległy urlop w postaci 26 dni. Mimo, że moja praca jest źródłem dochodu, aby M mieć i urządzić, to nie powoduje, ze ma przesłonić mi cały świat, bo jak sytuacja w firmie pokazuje, są momenty, w których sentymentów po prostu nie ma i ludzie po kilkunastu latach dobrej pracy z dnia na dzień zostają zwolnieni.
Mimo wszystko to, co czeka mnie jest ciekawe i na pewno rozwijające tylko przekraczające granice wytrzymałości związane z ilością pracy jaką muszę wykonywać na bieżąco i dopiero wykonać, czyli poprowadzić i wdrożyć dla korporacji odpowiedni projekt - taki jest cel projektu plus dodatkowo szereg intensywnych szkoleń, wszystko w ramach godzin pracy.
Po inauguracji programu Talent (ze względu na potrzeby bloga nazwa została zmieniona) odczuwam dziwne przeczucie, że program ów pokaże mi, że do pewnych rzeczy się nie nadaję i talentem nazywać mnie nie wypada.
Narzucanie komuś czegoś nie powoduje motywacji i twórczej kreatywności, a wręcz frustrację, kiedy to wszystko styka się z rzeczywistością. Do tego dochodzi pewna nieuzasadniona zawiść ludzi, związana z brakiem jasnych kryteriów wyboru osób do programu, przez co atmosfera w pracy robi się nie do wytrzymania, a motywacja opada jeszcze niżej. No bo skoro ja jestem Talent, to ktoś już nie, więc pracować nie-talenty nie będą, skoro są mniej ważne dla firmy.
Tym jakże 'miłym' akcentem kończę dziś jako niepewny, sztucznie okrzyknięty talent przez małe t.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz