piątek, 21 września 2012

Jesienne Przesilenie

Dopadło i mnie. Chłodne poranki, słoneczne popołudnia, zimne i nieprzyjemne wieczory. Raz bose stópki, raz płaszczyk i szalik. Do tego praca na open space, gdzie każdy pociągający przynosi zarazki z domu, przedszkoli i słynna klimatyzacja.
Zaczęło się standardowo, kiepskie samopoczucie, brak humoru, a potem z górki: gardło, zatkany nos, katar, chrypa, głowa jakby dźwigała tonę ziemniaków. Nie można się skupić, nie można oddychać, nie można mówić i generalnie najlepiej zniknąć.
Jak nie ma temperatury a aparat oddychająco-mówiący nie jest używany to praca nie jest jeszcze taka zła. Gorzej jak dzwoni telefon, jeden, drugi, spotkanie i trzeba użyć słów, skrzek od razu powoduje lawinę egzorcyzmów, abym jak najszybciej oddaliła się od społeczeństwa. Ale jak to u mnie - pracy po uszy, jak mam spokojnie chorować? Nie da się, no nie da. Przetrwałam do czwartku przy biurku, odwiedziłam laryngologa, negowałam wszelkie chęci zwolnienia lekarskiego i tak oto dziś pracuję sobie w domku. Jest cicho, aż dudni, przyjemnie, ciepło, zza okna zagląda bystre słońce. Zero makijażu, szpilek, dresik i ulubione skarpetki, na kolanach spoczywa laptop co chwila przypominając mi spadającymi kopertkami, że jestem w pracy, no tak jakby :)

Posiadanie laptopa to smycz, jednak są momenty, w których sprawdza się idealnie :) Podobnie sprawdziła się herbata z sokiem malinowym i z cytryną, od której podczas tego przeziębienia totalnie się uzależniłam.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz