poniedziałek, 17 września 2012

10 lat później

W tym roku mija 10 lat odkąd opuściłam mury liceum, ze świadectwem maturalnym i tytułem zawodowym (ukończyłam liceum profilowane), a ze mną prawie trzydzieści koleżanek. Prawie, bo niektóre na maturę potrzebowały więcej czasu i przygotowań ;) Klasa żeńska najlepszego liceum profilowanego w Warszawie. Połączył nas los na 4 długie lata, po czym każda poszła w swoją stronę. Mimo zobowiązań kontaktowania się, obiecywania pozostawania w szkolnej przyjaźni przyszłość zweryfikowała kto z kim pozostał bliżej i przedłużył licealne losy. 
10 lat później czyli w sobotę wieczór spotkałyśmy się w większym gronie. Mimo, że frekwencja była naprawdę średnia patrząc na liczebność klasy, a niektóre z nas widują się częściej to nie umknęła ani na minutę mi myśl, że za nami cała DEKADA. Kim są One po tym czasie?

Matkami, żonami, księgowymi, instruktorkami fitness, nauczycielkami, asystentkami, pracownikami w urzędach państwowych, współwłaścicielami rodzinnego biznesu, a także bezrobotnymi. Tak bardzo się zmieniły, a tak bardzo są takie same jak były - wesołe, dziecinne, wyluzowane, emocjonalne, dumne, chwalące się, użalające się, chcące być pępkiem świata, zazdrosne, zabawne, starsze, piękniejsze, poważniejsze, szczuplejsze, naznaczone ciążą, z takimi samymi i/lub z nowymi fryzurami. Dla mnie są takie same, jak je zapamiętałam, mimo zdobytych doświadczeń, smutków i radości życia. Jedne mnie zaskoczyły totalnie, np. nauczycielka wychowania początkowego, dla której wcześniej szkoła była instytucją kompletnie bezużyteczną,to mniej więcej tak jakbym ja została pielęgniarką z moją awersją do krwi i igieł :) albo druga koleżanka -spędzająca 2/3 roku daleko poza miastem opiekując się polem namiotowym, karmiąc króliki i koniki. Same szokujące zmiany w często wcześniej buntowniczych osobowościach. W dobie Facebooka, gdzie każdy ogłasza najmniejsze wydarzenie w swoim życiu, jednak niezaprzeczalnie inaczej jest spotkać się na żywo, porównać piękne zdjęcia z rzeczywistością i wyczytać z oczu niespełnione marzenia.

Kim JA jestem 10 lat później? 

Nie da się ukryć, że osobą z największym sukcesem zawodowym, pracującą w rozwijającej się korporacji, najlepszej w branży, pnącej się po szczeblach kariery. Dziś wiem, że ta determinacja, pokonywanie trudności, stawianie sobie poprzeczki jak najwyżej i zwykła, choć wtedy niezwykła, dziwna i niezrozumiana chęć zdobywania wiedzy była podstawą do umiejscowienia mnie tu, gdzie teraz jestem i bycia tym kim jestem. 
Dopiero teraz, tak późno - ale lepiej późno niż wcale wiem, co dała mi najlepsza średnia na koniec liceum, najlepsza nota na studiach A.D. 2007 r., świadomość, że skończyć ekonomię  3 lata (a nie w 5 lat), studiować "z nudów drugi kierunek", a wkład własny na moje M mieć z dobrze ulokowanych środków ze stypendiów naukowych, to duże osiągnięcie. Trudno mieć uznanie dla siebie samej, aby nie zostać posądzoną o próżność i chwalenie się, ale tak mi dzisiaj w sercu gra. A jak gra to piszę. Niespełnione marzenia też są, bo 10 lat temu widziałam się w obecnym wieku jako żonę, matkę i spełnioną w rodzinie kobietę. Dziś nie zazdroszczę innym dzieci, bo instynktu macierzyńskiego na razie mi brak, złamane serce nadal pobolewa, czasem się zamyśli za bardzo i potęskni. Na doktorat i pracę dydaktyczną jest już trochę za późno, tego mi brak, tego żałuję, za to mogłabym się kiedyś dać pokroić. Jak dobrze, że zostały choć piękne wspomnienia. 
A 10 lat później, czyli dziś nie zmieniłabym niczego, bo w głębi serca wiem, że gdyby nie przeszłość nie byłoby tego, co mam teraz. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz