niedziela, 17 lutego 2013

Zwolnienie

Nie udało się oszukać przeziębienia.To raczej ono przechytrzyło mnie. Pierwsze od wielu lat zwolnienie lekarskie odnotowano na moje nazwisko. Recepta na antybiotyki, syropy i inne proszki wydana, diagnoza - ostry stan zapalny zatok, zalecenia: leżeć, leżeć i jeszcze raz leżeć. Szef zmartwiony, kazał uciekać i zdrowieć. A potem już tylko dzwonił ;)


Laptop stoi pod ścianą, schowany do torby. Telefon służbowy na dzień wyłączam, mam dość bzyczących dźwięków i sfrustrowanych "ale ja pilnie muszę mieć". Pilnie to ja mam wyzdrowieć i w związku z tym najmniejszego i najlżejszego w bajtach maila nie wyślę!

Nie umiem chorować, nosi mnie, leżałam jeden dzień, półżywa jakoś dotrwałam, ale następnego dnia to już ciężko, ile można oglądać seriale czy filmy, albo sadzić pietruszkę na wirtualnej farmie. Czeka na mnie praca domowa z angielskiego, książki, czasopisma kolekcjonowane, od kilku m-cy nie czytane. Ale na większy wysiłek umysłowy niż Grey's Anatomy nie mam po prostu siły. Słaba jestem jak listek, a jak trochę odkurzyłam, to 15min odpoczywałam. Nie jest dobrze.
 
Przychodzi taki moment, że się po prostu wie, że nie da się dłużej udawać, że jest ok i wdzięcznie odpisywać na maile pod kocem, z temperaturą i w towarzystwie pudełka z chusteczkami. Spowodowałam fochy w pracy, gdyż ostatnio często mnie nie ma - urlop wypoczynkowy vs urządzanie się, wykorzystuję, czyli nic nie robię. A tu jeszcze zachciało mi się zachorować, jak inni plany nadmorskich wojaży mieli. Ja też popłynęłam smarkiem pod gabinet lekarski i na sygnale odleciałam do domu. 
Trudno. 
Nikt nie jest cyborgiem, a mój cały zeszłoroczny zaległy urlop doskonale pokazuje, kto i jak uczciwie i nawet za dużo pracuje.  


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz